wtorek, 6 marca 2012

Perth, Fremantle

Na pierwszy ogień w ramach naszej wycieczki na zachodnie wybrzeże poszło Fremantle, czyli artystyczna portowa dzielnica opisywana szeroko we wszelkich przewodnikach po mieście. Zupełnie przypadkowo przyparkowaliśmy w pierwszej linii przy porcie i trafiliśmy do browaru połączonego z restauracją o niewinnej nazwie Little Creatures. W herbie browaru jest czerwony aniołek, całość urządzona jest w klimacie loftowego nieładu w hangarach przyportowych uzupełnionych o drewniane tarasy wychodzące na wodę. Tuż obok znajduje się inne miejsce wymieniane w Lonely Planet, czyli Mussel Bar, przed południem jednak zamknięty, a w dodatku odstraszający M nazwą.... gwoli wyjaśnienia M nie weźmie owoców morza do ust, no chyba że na bezludnej wyspie zmuszony wielodniowym postem ;) Na szczęście w Aniołkach dla każdego coś miłego - dla mnie mule w sosie winno-szalotkowym, dla M pizza z pieca, piwko pilsner z własnej produkcji bardzo smaczne nie powiem. Odpoczęliśmy po trudach podróży i ruszyliśmy na zwiedzanie dzielnicy.

Trafiliśmy do Muzeum Morskiego, zlokalizowanym w pięknym kamiennym budynku portowym, wejście co łaska, w środku wystawa czasowa o wyprawach holenderskich do Nowej Holandii, czyli dzisiejszej Australii... mapy z 1600 roku, na których jest Kraków, a wybrzeże naszej przejściowej ojczyzny łączy się w jedno z Antarktydą z jednej a Jawą z drugiej strony...Poza tym ciekawie podświetlone fragmenty wraków, modele statków, wstrząsające opisy katastrof morskich, dzwony i elementy wyposażenia. Na dodatek wszystko to, co statkami podróżowało, czyli np 60.000 sztuk cegły holenderskiej jako balast w jedną stronę na Jawę i miejscowe metale i przyprawy w drugą. Muzeum polecam i młodym i starym, bo każdy znajdzie tu coś dla siebie... A strudzeni klimatyzowane wnętrze co w Perth ma kolosalne znaczenie!

Przewędrowaliśmy dalej małymi uliczkami Fremantle, z ciekawą zabudową przypominającą mi port w Aberdeen, jednak znacznie bardziej żywą i wypełnioną ludźmi, z zapędami rewitalizacji całej dzielnicy. Wróciliśmy do Freo, jak nazywają dzielnicę miejscowi, następnego dnia wieczorem, na zachód słońca. Nie do końca nam się udało, bo zachód zaskoczył nas na wysokości portu i kolei, ale i tak walneliśmy po piwku w miejscowym barze Clancy's Fish Pub, gdzie atmosfera była bardzo lokalna i rodzinna, mimo późnej godziny pub był pełen małych dzieci, wystrój pubu luźny i zaskakujące rozwiązania wnętrzarskie, które za chwilę na zdjęciach.

lampeczki pomiędzy browarem a jadłodalnią w Little Creatures
 A oto i samo Little Creatures na ścianie browaru
 pizzo mulo dajnia w środku
 Mussel Bar od strony wody
 Muzeum Morskie i plac przed nim
jeden z jeszcze nie zagospodarowanych budynków poprzemysłowych Fremantle
 Clancy's Fish Pub w środku
I bar alko w tymże

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz