wtorek, 30 października 2012

Dwa lata do góry nogami...

Dziś czas przemyśleń i podsumowań, czas na powrót do pisania i informowania Was Drodzy Czytający jak to naprawdę jest... stuknęła dziś nierówna rocznica mojego przyjścia na ten ziemski padół, a 17 października mieliśmy drugą rocznicę pobytu DoGóryNogami. Uczciliśmy to kolacją w knajpce na Toorak Road, a w ramach moich urodzin właśnie wróciliśmy z przepięknej Tasmanii. Byliśmy tam za krótko, bo tylko 3 dni, ale czuję, że do tego zakątka świata mogłabym wracać ciągle - hm może bardziej w sezonie letnim niż zimowym, ale to moje są klimaty.

Podsumowania - Australia przywitała nas pięknie, szoferem i limuzyną i apartamentem na 24 piętrze. Po miesiącu spadliśmy na parter naszych mrocznych 41m2, wynajmowanych tu za cenę, za którą w Polsce moglibyśmy wynajmować cały dom. Moja walka o pierwszą pracę trwała nieco ponad 2 miesiące. O drugą, kilkanaście miesięcy później, już prawie 6 miesięcy. Nie jest lekko, zastępy imigrantów szturmują i są gotowe pracować za bezcen, byle utrzymać się w tym raju na ziemi.

Nie da się ukryć, że Australia jest piękna. Krajobrazy, miasta, drogi, skwery i parki, przyroda dzika, zapierające dech w piersiach widoki. Klimatyczne knajpki, koncerty i wystawy - wszystko na wyciągnięcie ręki, tylko że z grubym portfelem. Życie imigranta, który w dodatku ma ambitny plan wskoczenia na wyższy stopień społeczny, to pasmo wyrzeczeń i tęsknoty za krajem, w którym w gruncie rzeczy nie było aż tak źle. To tęsknota za rodziną, za przyjaciółmi i poczuciem bezpiecznej swojskości. Za kulturą i jezykiem, którego po prostu brak i na ulicy raczej się nie słyszy. To pielgrzymki do polskich sklepów po ogórki i kiełbasę.

Oczywiście Australia oszczędza nam biurokratycznych frustracji i kretyńskich procedur. Ale nie oszczędza nam na rachunkach za prąd. Ani na zimnie w zimie, bo ściany z pojedynczej cegły a okna z pojedynczą szybką słabo zabezpieczają przed chłodem. Grzyb na ścianach i meblach, a także walizkach to nasze  cotygodniowe pole bitwy.  Z wierzchu wszystko się błyszczy, ale wystarczy zajrzeć pod dywan lub w boczną alejkę by przekonać się, że jest nieciekawie. Australijczycy tak samo - z wierzchu mili i bezproblemowi, pod spodem - szybko o Tobie zapominają i nawiązanie tzw głębokiej przyjaźni raczej się nam tu nie przydarzy.

Może jest i tak, że słońce zawsze mocniej świeci tam, gdzie nas nie ma. Dziś wyjątkowo mocno świeciło tu, podczas gdy w Polsce padał pierwszy tej zimy śnieg.... a ja jednak za tym śniegiem tęsknię i tęsknić nie przestanę dopóki nie wrócę...

A teraz akcent z Tasmanii, żeby nie było tak ponuro...
 zamiast diabła
 Wine Glass Bay z daleka
 Hobart północne