poniedziałek, 2 maja 2011

Tajska wielkanoc / Phuket

Dziś będzie trochę o wyspie Phuket, czyli dosyć popularnym południowym turystycznym zagłębiu Tajlandii. Wyspa ma kształt oscypka 80x35km, na północy lotnisko i most łączący ją ze stałym lądem, na zachodzie niebiańskie plaże nad Oceanem Indyjskim, na wschodzie zatoka i Morze Andamańskie, o którym będzie później. Tu też mamy promy, którymi można przedostać się na inne mniejsze wysepki i półwyspy, z których najbardziej znane to Phi-Phi, Krabi i cała Phananga Bay.

Po wylądowaniu na lotnisku zostaliśmy fachowo przejęci przez niemego pilota, który jednak miał na karteczce nasze nazwisko. Upakowano nas w klimatyzowany busik, co akurat było korzystne ze względu na upał i ogólne oblepienie po ponad 12h podróży. Zieloność wszędzie, biedne chatki i niesamowita ilość drutów i kabli, a na drodze skuterów z przemyślnymi dodatkami w postaci przyczepek, lad chłodniczych i innego szaleństwa. Pomysłowość ludzka w Tajlandii nie zna granic, a przedsiębiorczość tym bardziej, o czym będzie później. Po godzinie kluczenia, gwałtownych zmian kierunków, wspinania się na wzgórza i karkołomnej jazdy w dół dostaliśmy się wreszcie do naszego hotelu. Wstyd się przyznać, ale M przespał cały pierwszy dzień, a mnie też zmogło, po czym postanowiłam skorzystać z dobrodziejstw naszego hotelowego basenu. Wieczorem oczywiście nasza pierwsza tajska kolacja, niezła, ale jak się potem okazało, były i lepsze.

Natomiast dzielnie pozwiedzaliśmy Phuket przez kolejne dni, na piechotę obeszliśmy cały Karon i Katę, tuk tukiem dojechalismy do Patongu, a busikiem do Zatoki Po. Phuket srogo ucierpiał w tsunami 2004 roku, ale powoli odzyskuje dawny blask. Chyba największą zmianą jest profil turysty: z prestiżowej lokalizacji po katastrofie zachodni turyści zaczęli obawiać się powtórki z rozwyrki i porzucili wyspę, pojawiło się za to szemrane towarzystwo seksturystyczne i Rosjanie... Tych ostatnich jest po prostu zatrzęsienie i zachowują się zupełnie nieciekawie. Nie chcę generalizować, bo w naszym hotelu było kilka całkiem sensownych par z małymi dziećmi, ale to co widzieliśmy na plaży i na mieście było po prostu przerażające.

Dwie anegdoty: całodzienne użytkowanie leżaka na naszej plaży kosztowało 100 Bathów czyli 10 złotych. Rosjanie i z lewej i z prawej naszej strony oszukiwali kontrolerów, nie mieli kwitów, a na dodatek urządzali awantury, kobiety płakały, odchodzili z krzykiem. Oczywiście używali tylko rosyjskiego, bo języki obce są im z definicji obce. Co ciekawe, niektórzy Tajowie dzięki tej niespodziewanej turystycznej ekspansji nauczyli się już rosyjskiego i porozumiewają się z nimi jak z własnymi. Oczywiście napisy i szyldy są wszędzie co najmniej dwujęzyczne: tajskie i ... rosyjskie! Gdzieniegdzie jeszcze można znaleźć angielski i o dziwo fiński.

Druga antyrosyjska historia zdarzyła nam się ostatniego wieczoru na Phukecie, kiedy to postanowiliśmy pójść na wypasioną elegancką kolację. Ubraliśmy się stosownie, zamówiliśmy drinki, homara i takie tam... niestety przy stoliku obok rozgościły się trzy ruskie tłuste niewiasty. Na przystawkę zamówiły po zupie i wcięły ją zagryzając chlebem tostowym, oczywiście wszystko zamówione na migi. Z drugim daniem miały już kłopot więc zostałam przywołana gestem i wrzaskiem do ich stolika: " Dziewoczka, pomozi! Nam nużno zamówit riża, kak skazat riż? No i chleba toże my by chotieły!". Hm, moje steam rice nie zdało się na wiele, bo tępy wzrok wskazywał, że słówko jest za trudne do zapamiętania.  Podążyłam więc w kierunku kelnerów i złożyłam zamówienie w imieniu sióstr z Rasiji. Gdy ryż otoczony wianuszkiem chleba tostowego wjechał na stół w tym kraju szczycącym się wyrafinowaną sztuką kulinarną, została na niego wylana połowa butelki ketchupu. Tak spreparowany i zagyziony tostem znalazł swój koniec w czeluściach przewodu pokarmowego największej z Rosjanek. My zaś uiściliśmy rachunek i dyskretnie opuściliśmy restauracje.... buuuu.

napisy po rosyjsku w Karon Beach - a podobno Rosjanie pojawili się dopiero 2 lata temu...
 przyjemna plaża Kata
 taksówkarze odpoczywający w cieniu w Patongu











bardzo przyjemna restauracja oparta na motywie podróży w 80 dni dookoła świata pana Fogga - Kata Beach
 Patong - piekło na ziemi
 Patong - próbka grafiki ulicznej
 Karon Beach - centrum handlowe czyli budy
Patong - jak bardzo można obciążyć 1 skuter ? z naszych obserwacji wynika że do 4 osób uniesie, dzieci bez kasków najlepiej trzyma się z przodu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz