Tak jak obiecałam, dziś będzie o frapującej rezydencji w naszej okolicy, która niedawno zmieniła właściciela. W pogodną niedzielę fotografowałam wcześniej opisane skrzynki pocztowe, gdy zupełnie niechcący nadziałam się po raz kolejny na narożnik, na którym stoi, a chwilę później także na nowego właściciela, nieco zasuszonego pana koło 50. w obłędnym samochodzie. Nie byłabym sobą, gdybym nie sfotografowała domu, jak również z pewną nieśmiałością, samochodu.
Sam budynek, nawet jak na warunki australijskie, jest dość nietypowy i wyprzedzający epokę. Przypomina twierdzę z falującego poliwęglanu, z poziomymi podziałami podkonstrukcji w drzwiach garażowych, betonowym frontem i wzorzystym szklanym zwieńczeniem w miejscu dynamicznego tarasu. Dosyć brutalne, jak zwykle dużo pomysłów, estetyka dla wybranych. Trudno się go fotografuje, bo uliczka wąska, nie ma dobrego odejścia, a kolory utrzymane są w wyblakłej tonacji od szarości po zieleń. Dom ma zdaje się podniebny taras, basen i około 400m2 powierzchni, spory jak na tę dzielnicę miniaturowych domeczków porobotniczych, które w tej chwili osiągają niebotyczne ceny!
Cały czas nie jestem pewna, czy mi się podoba, ale za każdym razem frapuje i zastanawia, powodując, że spędzam pod nim zdecydowanie za dużo czasu! Proponuję odwiedzenie narożnika na Google Maps, to da Wam pełny obraz sytuacji. No to teraz kilka moich zdjęć:
górny taras za szkłem
długa elewacja frontowa z drzwiami garażowymi
a na niej drzwi wejściowe z czujną skrzynką - no junk mail!
taki tam detal adresu ...
krótsza elewacja ogrodowa
bryka nowego właściciela
a tak mniej więcej wygląda to w środku - jak widać dom sprzedany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz