Już nie raz pisałam o naszym cudownym targu różności, który odwiedzamy z M z częstotliwością cotygodniową, jakbyśmy się tu co najmniej urodzili lub przynajmniej zamieszkali dobre kilka lat temu. Prahran Market, bo o nim mowa, otwiera się we wtorki, czwartki, piątki, soboty i niedziele. Wydawało mi się, że mogę się po nim poruszać z zamkniętymi oczami, ale wciąż odkrywam nowe stragany, kafejki i smakołyki, którymi się z M raczymy. Ostatnio jest to sklepik z baklawą, a raczej z 10 jej gatunkami na bazie - pistacji, orzechów włoskich, nerkowca, macadamii, z różą jadalną, z miodem takim a owym, no co tylko można na bazie baklawy wydziergać z darów natury tam właśnie znajdziecie. Porcje są na szczęście mikroskopijne i kupuję tylko po jednej na raz, w końcu to prawdziwa bomba kaloryczno - tłuszczowo - cukrowa, ale naprawdę warto. Tak zwany miód w gębie i to dosłownie!
Tymczasem wszystko nam tu już trochę spowszedniało, w tygodniu jesteśmy mocno zaabsorbowani pracą, a w weekendy typowe mieszczańskie prace domowe - sprzątanie, wielkie zakupy, w tym wyprawa na nasz Prahran Market oczywiście, gotowanie, odkurzanie, pranie i prasowanie, czyli wszystko to, o czym w blogu pisać nie warto. Także przepraszam Was za chwilowy brak nowych wpisów, ale po prostu niewiele się u nas działo. Na szczęście mam już własny środek lokomocji, czyli rowerek i będę zwiedzać poszczególne dzielnice naszego rozległego miasta i raportować, co też miasto na swoich 150km rozciągłości oferuje. Jutro relacja znad Yarry, a tymczasem kilka obrazków z ulubionego Prahran Marketu.
sklep Essentials, tu najchęteniej zostawiłabym połowę pensji, w zamian zabierając worek kuchennych bajerów dla ambitnej gospodyni domowej
szachy, książka, zakupy? wybór nie jest prosty
dla dzieciaków też coś mamy
chleby niestety nie tak dobre jak nad Wisłą
prawie wszystkie stragany mięsne coś smażą
kiełbaski z baraniny udającej wołowinę
zewnętrzny dziedziniec z sobotnio-niedzielną muzyką na żywo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz