Po Australijskim Nowym Roku spędzonym w krzakach i Hawajskim na wypaśnej kolacji ze stekami w roli głównej, przyszedł czas na spędzenie Chińskiego Nowego Roku, który przypadał na niedzielę, 6 lutego. Mamy tu w Melbourne całkiem pokaźną chińską dzielnicę z mnóstwem stosunkowo tanich restauracji, specjalistycznymi sklepami, gdzie tylko ceny są podane po angielsku i salonami masażu oczywiście.
Impreza zaczęła się o 10 rano, a my trafiliśmy na nią o 12, żeby połączyć oglądanie tradycyjnej parady smoków z sympatycznym lunchem w lokalnej knajpce. Z polecenia Ani, która jest tu już 2 lata, wybraliśmy się do Shanghai Noodles na Tattlersale Lane. Nastrój był jak najbardziej autentyczny i lokalny, zupki niezłe, pierożki pyszne, kluski takie sobie. Ogólnie czwórka, ale za to przeżyliśmy najazd smoka i uszczknięcie odrobiny lokalnej tradycji. Okazało się, że w drzwiach należy wywiesić jakiś pokarm dla smoka związany z nadchodzącym rokiem. Ponieważ właśnie weszliśmy w rok zająca, w drzwiach powieszono sałatę lodową. Zagwarantowało nam to rytualny taniec połączony z biciem w bębny. Smok wytańczył nam przed drzwiami niezłą milongę, po czym złapał sałatę, przetrawił ją w buzi i wypluł w kierunku klientów restauracji! Starsza pani siedząca obok bardzo się ucieszyła, bo największa część głąba trafiła na jej stolik. Zebrała wszystko i zapakowała do torby, a nam kazała drobne listki pozbierać z podłogi. Ciekawa tradycja, my jednak nie zabraliśmy fantów do domu, nie wiedzielibyśmy co z tym robić.
Parada na głównych ulicach dzielnicy trwała dalej w najlepsze - na początku mieliśmy okazję podziwiać ją przed jedzeniem, z przejściem kilkunastosobobowych smoków, towarzyszy z orderami, bębniarzy i szczudlarzy, teraz, po jedzeniu, doświadczyliśmy innej zabawy, czyli wspinania się ubranych na czerwono ludzi na przenośne pale i odpalania kapiszonów zawieszonych na szyldach ulicznych. Zabawa w najlepsze, do tego bębny i dziki tłum z aparatami. I kilka zdjęć ode mnie:
smoki, kozły...
taki smok z otwieraną paszczą jest prowadzony zwykle przez 2 osoby - głowę i tyłek
ta rybka mnie urzekła
miejscowa orkiestra
największy smok, dotknięcie jego łusek gwarantowało nam szczęście przez najbliższy rok - co najmniej
smocze nogi w gustownych skarpetach
mistrz ceremonii
kapiszony ole!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz