wtorek, 8 marca 2011

Melbourne na czterech łapach

Dziś będzie nieco kynologicznie, a to dlatego, że w niedzielę przeżyłam całkiem wzruszający moment niesamowitej tęsknoty i zazdrości i chęci posiadania własnego czworonoga. A to wszystko za sprawą miejscowych miłośników szczekania i merdania.

Mieszkańcy Melbourne lubią czworonogi i często posiadają co najmniej jednego psa lub kota. Ponieważ większość osób mieszka w domkach, jest to o wiele łatwiejsze niż trzymanie niewybieganego doga na czterdziestu metrach kwadratowych i dziesiątym piętrze blokowiska. Koty zwykle leniwie wylegują się w ogródkach, na ławeczkach i w uchylonych oknach. Jeżeli biegają swobodnie, to delikatnie pobrzękując dzwoneczkiem zawieszonym na szyi. Psy zaś są dzielnie wyprowadzane rano i po południu, stając się przyczynkiem do wielu sympatycznych znajomości a nawet przyjaźni.

Ja sama, idąc do pracy mijam mały skwer, na którym starsza pani wyprowadza wyleniałego terierka i codziennie mówi mi Morning! a często zaczepia i komplementuje moje spódnice. Jest też pani nieco młodsza z huskim i jeszcze jedna z buldogiem. Sporo ludzi cieszy się też terierami i cockerspanielami. Nie widziałam jeszcze popularnych nad Wisłą psów bojowych, co najwyżej pocieszne mastiffy i sznaucery. Wszyscy właściciele karnie śledzą ruchy psów, z plastikowymi torebkami prawie przy ogonie, bowiem za zostawienie psich odchodów grozi kara i to niemała, 300 dolarów. I mimo ogólnego dobrobytu jakoś to na ludzi działa i przez ostatnie 5 miesięcy zdarzyło mi się dosłownie raz zauważyć na ulicy coś niemiłego...

W niedzielę zaś dojechałam do Brighton, przed którego początkiem znajduje się duża, wygrodzona plaża z wydmami i mnóstwem pagórków oraz łagodnym zejściem na mieliznę. Plaża jest w całości przeznaczona dla czworonogów i ich właścicieli. Zwierzęta mogą tu być spuszczone ze smyczy, a ludzie zachowują się tak, jakby i ich ktoś z tej smyszy spuścił;) Mnóstwo dzieci, taplania, wzajemnego przewracania w wodzie, krzyków, śmiechu i szczekania pomieszanego z zachwyconym piskiem szczeniąt. Niestety nie mam nagrań, ale zdjęcia powinny wystarczyć.

wejście na psią plażę
widok przez chaszcze
obowiązkowe plastiokowe torebki
czysta radość
i jej kontynuacja
i jeszcze trochę radości
a to już kawiarenka w Brighton czyli architektura dla zainteresowanych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz