wtorek, 12 czerwca 2012

Huntingdale, browarzymy

Zima już w pełni, więc dłuższe wycieczki, plażowanie, barbie, spanie pod namiotem i tym podobne przyjemności musimy odłożyć na jakiś czas na półkę. Nie żeby kompletnie nie dało się plażować czy jeździć na rowerze, ale jesteśmy trochę zmarźluchami, więc szukamy innych w miarę atrakcyjnych pomysłów na spędzenie długich weekendów, takich jak na przykład ten ostatni, powiązany z Urodzinami Królowej.

W sobotę wybraliśmy się z M do Huntingdale, raptem 17 minut kolejką od nas, na wcześniej umówione spotkanie w browarze Barleycorn Brewers. Bardzo ciekawa inicjatywa, swoją drogą. Spośród kilkudziesięciu odmian wybiera się bowiem jedną ulubioną (M wybrał Pilsa, który ma przypominać Pilsner Urquell) i w asyście doświadczonego browarnika odmierza się składniki, miesza, wlewa, dolewa, nastawia drożdże i co określony czas sprawdza jak rosną, a następnie wlewa do beczki swoje własne piwo! Po całym procesie, który zajmuje około 2 godziny, piwo w beczce z jednorazową wkładką trafia do kontrolowanej chłodni na 2-3 tygodnie i sobie spokojnie fermentuje. Po tym czasie należy odwiedzić Browar ponownie i piwo zabutelkować i skapslować, co znowu zajmie nam kilka godzin, w zależności od tego ilu kumpli zdecyduje się nam w tym pomóc... Z jednej beczki wychodzą 144 butelki, które należy skonsumować w ciągu 6 miesięcy, więc przed nami pracowita zima i wiosna!

Początkowo się przestraszyłam, bo w wielkiej hali byłam jedyną kobietą! Szczęsliwie chwile później proporcje trochę się zmieniły, ale zdecydowanie jest to rozrywka bardziej męska niż kobieca. Na pewno jest to niezły pomysł na wieczór (dzień ) kawalerski i na zwyczajną własną rodzinną produkcję dla miłośników bursztynowego naparu bogów, jak zwykł mawiać mój kolega ze studiów. Zapach słodu, zboża, chmielu i drożdży lekko mdlił, ale zabawa była naprawdę fajna i przy okazji pouczająca. Teraz przede mną zadanie: zaprojektować etykietkę, którą dla nas wydrukują i która będzie zdobiła naszą pierwszą piwną produkcję!

 kotły do warzenia, nasz był ten pierwszy z lewej
dorzucanie składników, mieszanie wielką chochlą, zabawa w kuchnię dla panów ;)
nasz stół operacyjny z recepturą pilsa i krążkiem oznaczającym etap, na którym jesteśmy...i oczywiście nasz dzielny pan pomocnik
etap końcowy: do wywaru dodajemy podrośnięte drożdże











zamknięta beczka trafia do chłodni

 a to już butelkowanie
 i kapslowanie - u nas dopiero 30 czerwca!
 firmowe pudełka i suszarki na butelki, które też trzymane są w chłodni  do samego butelkowania
no i paczki w stanie przed użyciem, moja prowadząca kurs foto zachwycona tym zdjęciem, bo właśnie mamy temat Boxes ;)

2 komentarze:

  1. Zachwyt Pani od foto jest zrozumiały - oto podejście do tematu zupełnie zaskakujące. Więc jeśli chodzi o uchwycenie czegoś w niekonwencjonalny sposób to jak najbardziej się broni - jako ćwiczenie (umysłu) i dzieło.
    Ale - jest w tym coś co mnie nie do końca przekonuje - jako dzieło. Otóż nie może ono istnieć w pełni bez tytułu, który jest jego uzasadnieniem, wyjaśnieniem. Ale to odwieczny problem - czy dzieło musi istnieć nawet bez kontekstu? I jak bardzo od niego "może" być zależne? Nawet jeśli odpowiedź jest dziełu nieprzychylna to chyba jednak warto je obejrzeć skoro tak pobudza do refleksji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz. Ja mam wrażenie, że niektóre dzieła sztuki współczesnej - bez tytułu w ogóle straciłyby na znaczeniu i zniknęły.
    Myślę, że zachwyt był spowodowany podejściem do tematu a nie samym zdjęciem.... już w tym tygodniu ostatnie zajęcia i mam wybrać 3 najlepsze zdjęcia - to na pewno nie będzie jednym z nich, bo nie ma w nim tej "magii" która jest w zdjęciach najlepszych.

    OdpowiedzUsuń