niedziela, 15 kwietnia 2012

Tarrawarra, Muzeum

W Wielką Sobotę z racji dobrej pogody i odbębnienia kuchennych obowiązków w piątek ruszyliśmy na podmiejską wycieczkę do doliny Yarry, a konkretniej do miejscowości Tarrawarra. Ta mała miejscowość o wdzięcznej nazwie położona jest w dolinie Yarry pomiędzy Yarra Glen a Healesville, mniej więcej 50km od miasta. Dostać się tu najlepiej samochodem, ale i bez niego da radę: kolejką Lillydale do końcowej stacji, a następnie autobusem nr 685, który zatrzymuje się pod samą bramą naszego punktu przeznaczenia. A powodów do odwiedzenia Tarrawary mamy co najmniej trzy!

Po pierwsze: prywatne Muzeum Sztuki - Tarrawarra Museum of Art (TWMA), ufundowane przez Evę i Marca Besenów, właścicieli tutejszej winiarni i pokaźnej kolekcji australijskiej sztuki XX i XXI wieku. Fundacja TWMA, założona w 2000r., zorganizowała konkurs zamknięty na budynek muzeum, wygrany przez Alana Powella, architekta z Melbourne. Budowa zajęła 2 lata i w grudniu 2003 roku premier Victorii hucznie otworzył jego podwoje dla szerokiej publiczności. Dziś mamy tu jedną salę przeznaczoną na ekspozycje zbiorów własnych, czyli przekrój wszystkich nurtów lokalnej sztuki współczesnej, zaś dwie pozostałe sale i korytarz przeznaczone są na wystawy czasowe. Tym razem pokazywano okolicznościową wielkanocną wystawę Sue Saxon i Jane Becker- jak to M. nazwał: Świecące Jaja, to tego bardzo ciekawe połączenie sztuki użytkowej z malarstwem i poezją w wykonaniu Briana Castro, Khai Liewa i Johna Younga, a na koniec instalację japońskiego artysty Chiharu Shioty.

Po drugie: sam budynek fundacji, pięknie usytuowany na wzgórzu, otoczony winnicami, z zapierającymi dech w piersiach otwarciami widokowymi, z rewelacyjnymi murami w popularnej tu technologii ubijanej ziemi (rammed earth), z kontemplacyjnym dziedzińcem, z jeziorkiem poniżej, współczesną, ale klimatyczną restauracją i dezajnerskimi kiblami... naprawdę, jeżeli ktoś nie lubi sztuki współczesnej, to dla samego budynku autorstwa pana Powella warto tu zawitać!

Po trzecie: restauracja, nie za wielka, z miłą, szybką obsługą, wyrafinowanymi daniami podawanymi w niewielkich ilościach na białęj bezpretensjonalnej zastawie, z dobrym lokalnym winem, pieczywem i oliwą z pierwszego tłoczenia. M. uraczył się stekiem, a ja tęczowym pstrągiem w marynacie, której smak czuję na końcu języka do dzisiaj. Mniam!

 muzeum z daleka
 i od strony wejścia
 wejściowy dziedziniec - na wprost restauracja, za plecami muzeum
 otwarcia na krajobraz
 ubijana ziemia...
 a to już wewnątrz muzeum
 japońska instalacja tamże
 i recepcja
 detal zadaszenia przy restauracji
 i piękne otwarcie przed...
 detaliki raz jeszcze
u nas już jesień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz