Dziś pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych - już praktycznie za nami! Tak, tutaj świętujemy od Wielkiego Piątku do Lanego Poniedziałku, a niektórzy zaczynają nawet w czwartek, nie wspominając o szkolnej dziatwie, która ma 2 tygodnie wolnego... Biedni rodzice muszą więc zapewnić swoim pociechom atrakcje przez co najmniej 8 dni roboczych: 4 poprzedzających i 4 następujących po długim weekendzie. Miasto jest wyludnione i trochę opuszczone, a dziś od rana otwarte jedynie niektóre puby i kawiarnie, oczywiście wszystkie cukiernie, wypożyczalnie video i IGA, sieć supermarketów, która nie przejmuje się żadną religią na tej planecie!
Od rana było pracowicie, bo w tym roku zostajemy w Melbourne i postanowiłam zrobić typowe polskie święta, oczywiście w miarę moich kulinarnych umiejętności... już wczoraj udałam się rowerkiem na South Melbourne Market i w polskim sklepie nabyłam prawdziwy żur, kiełbasę białą i myśliwską, wędliny, pasztet, chrzan i ogórki kiszone. Dziś od rana zaś gotowałam i piekłam: żurek, jajka faszerowane i galaretę z kurczaka z warzywami i jajkami na twardo oraz oczywiście mazurek czekoladowy wg przepisu Neli R. Wyszło pięknie, może poza galaretą, która wciąż pracowicie ścina się w lodówce ;)
A po południu mogłam już swobodnie świętowac po australijsku z naleciałościami anglosaskimi, czyli udałam się na Wielkopiątkową imprezę do koleżanki Julii pt Konkurs na najlepszą Hot Cross Bun. Ten szalony wypiek cieszy się tu ogromną popularnością i smakosze zajadają się bunsami już 3 tygodnie przed Wielkim Piątkiem. W dużym skrócie jest to niewielka drożdżowa bułeczka mocno nafaszerowana przyprawami (cynamon, kardamon, goździki, ziele angielskie itp) oraz rodzynkami lub czekoladą lub żurawiną. Odmian lokalnych ma bez liku, a cechą wspólną jest równoramienny krzyż na wierzchu, który stanowi symbol męki pańskiej. W wersji bardziej wyrafinowanej bunsy są okrągłymi bułeczkami, w wersji taśmowej przypominają wzdęte kwadraty, bo ciasto lekko nacina się przed wstawieniem do pieca, by potem odrywać od siebie poszczególne kawałki. Górą można w ten sposób zrobić kratkę w rytmie naprzemiennym w stosunku do nacięć, by uzyskać tytułowe krzyżyki. Proste a jakże szybsze!
Na imprezie mieliśmy 4 rodzaje bunsów, moje z piekarni French Fantasies, brioszki, żurawinowo-białoczekoladowe i z piekarni Philippa, która produkuje najlepszy chleb żytni w tym mieście (moim zdaniem).Wygrały żurawinowe, ale zabawy było co niemiara. Wg Jona najlepszym sposobem jest przekrojenie bułeczki na pół, podgrzanie krótko w piekarniku z obu stron, następnie posmarowanie masłem i posypanie cukrem cynamonowym. Pycha! Inni wpychają do bunsów różne konfitury i masło orzechowe. Pytałam też Australijczyków, czy są jakieś specjalne zwyczaje, potrawy czy rodzinne posiłki, które wyjątkowo podkreślają charakter tych świąt... dowiedziałam się, że dla nich to po prostu kolejny długi weekend, który należy wykorzystać bycząc się na plaży ;)
Dla uzupełnienia kilka wiosennych (u nas jesiennych) fotek z mojej wyprawy ogrodowej. Jutro jedziemy do Tarawarra, więc wkrótce nowy wpis ;) Wesołych Świąt!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz