piątek, 30 września 2011

Melbourne, zimo wypitalaj...

Niby już było ciepło i fajniutko, w sierpniu zdarzały się słoneczne weekendy plażowo-klapkowe, a od wtorku zaczął się polski listopad i trwa nieprzerwanie do dziś. Nie wiem czy to nie specjalnie ktoś na górze postanowił zrobić psikusa mieszkańcom Melbourne, bo mamy wielkie sportowe święto porównywalne do Melbourne Cup, a od rana kapuśniak i temperatura na ciepłą kurtkę i bluzę, zamiast tradycyjnego barbie w parku. Odbywają się mianowicie finały footbolowe, czyli to co miejscowi lubią najbardziej, a dla nas nie stanowi zbytnio sensownej rozrywki. O Footbolu pisałam już wcześniej, a w dzisiejszych finałach udział wezmą Koty z Geelongu i Sroki z Collingwood. Więcej na ten temat znajdziecie na oficjalniej stronie Australijskiej Ligi Footbolowej czyli tu.

My finału za bardzo nie śledzimy, bliżej mi do oglądania Agnieszki Radwańskiej w Tokio, ale to juz zupełnie inna historia. Australijczycy za to przeżywają mocno, bo nawet moja instruktorka jogi dziś rano wspomniała, że trzeba trzymać kciuki za Koty, jako że kibice Srok mają bardzo rozbudowany klub i nasza dzielnica najwyraźniej skręca w kierunku Kotów - pozamykane knajpy, niektóre sklepy, wszędzie czarne i białe balony, do tego napisy: Go Cats Go! - jak dla mnie pełne szaleństwo!

Wracając do zimy i zmiennego klimatu, który doprowadza mnie nieraz do niezłej frustracji, muszę dodać, że w poprzedni weekend było niezwykle ciepło, udało nam się małe polskie barbecue w ogrodach botanicznych St Kildy i stąd kilka fotek poniżej. Ogród nie jest ogromny, charakterem i rozmiarami przypomina warszawski Park Jordanowski przy Alejach Ujazdowskich, ma własny plac zabaw, niewielki stawik i oranżerię, do tego dużo trawy i pięknych drzew, pod którymi można się swobodnie rozłożyć z piknikiem.... przyjemny wiosenny nastrój pozwolił nam przesiedzieć w słońcu jakieś 5 godzin, potem ciepło trzymało się przez poniedziałek aż do wtorkowego poranku, kiedy to było 23C o 7 rano! Około południa niebo zaszło ciemnymi chmurami, pioruny strzeliły z nieba i listopad trzyma do dziś... No nic, mam nadzieję, że pogoda dopisze za tydzień, bo wtedy wybieram się na małe dwudniowe kolonie, ale o tym następnym razem :)

 nasze barbie dzięki koledze J;)
 na początku nasza grupa całkiem mała
 pod koniec, z dystansu, przemieszana z innymi grupami, które zaludniły cały park
oranżeria i stawik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz