niedziela, 15 stycznia 2012

Melbourne, z powrotem...

Serdecznie przepraszam za długą blogową przerwę techniczną, spowodowaną przede wszystkim wakacjami w Polsce oraz przygotowaniami do tychże, które całkowicie mnie pochłonęły na kilka tygodni... Także właściwie cała końcówka listopada i wylot 10 grudnia to było dopinanie spraw zawodowych, planowanie wakacji i walka z listą prezentów, tak by o nikim nie zapomnieć i by ze wszystkimi naszymi przyjaciółmi się spotkać.

Powiem tak: wizyta była zdecydowanie za krótka i mimo, że codziennie mieliśmy po kilka spotkań towarzyskich, zakupy, wizyty lekarskie, obiadki rodzinne, a do tego latanie po Warszawie, potem po Sandomierzu, a na koniec tydzień w Austrii, to ja wciąż mam niedosyt ludzi, miasta i polskiego jedzenia. Do tego część z naszych spotkań była kompletnie jednorazowa, to znaczy, kiedy z kimś się widzieliśmy po tak długim okresie, wiedzieliśmy że mamy tylko tych kilka godzin na złapanie informacji i wymianę wrażeń, a następne spotkanie nastąpi za kolejny rok, czy może półtora. Muszę przyznać, że ta świadomość była raczej straszna i rozdzierająca serce na kawałki. Wyjeżdżałam zaryczana i kompletnie emocjonalnie rozwalona, podczas gdy M był cały rozradowany wizją powrotu do ciepłego letniego Melbourne.

Trochę się chłopak rozczarował, bo Melbourne 12 stycznia powitało nas chłodem poranka i nieciekawą aurą, a dwa dni wcześniej w górach spadł śnieg, takie oto mamy tu lato! Dziś co prawda w końcu się wypogodziło i można zaryzykować założenie sukienki i sandałów, a jutro nawet ma być 30 stopni, ale w dniu przylotu specjalnie się nie zdziwiłam, widząc dziewczynę w kozakach i rajstopach! Mam jednak nadzieję, że się wypogodzi, by mój kolejny wpis radośnie rozpoczął serię Melbourne 2012...

A teraz kilka zdjęć z Polski i Austrii, taki mały przegląd jak się bawiliśmy i gdzie:

 bez obejścia pekinu w koło spacer nie byłby zaliczony!
dwa księżyce czy dwa słońca z naszego okna, czy to rok 1Q84?
 tłumy w centrum
 mój ukochany tym razem szary Sandomierz
 wyprawa z Tikusiem na gołębie
 Austria narciarska - bajkowo!
Peanut i moja torba fotograficzna, a może w środku będzie jeszcze jedna marchewka?
 Krakowskie o 1 nad ranem, czemu nie?








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz