Nasz drugi pełny rok w Australii zaczął się nie najgorzej, bo od Australian Open 2012;) Udało mi się umówić z moimi miejscowymi polskimi koleżankami i razem wybrałyśmy się na mecz Agnieszki Radwańskiej - w ubiegłą środę grała drugą rundę eliminacji kobiet. Szczęśliwie dla nas wszystko wskazywało na to, że mecz zacznie się w okolicach 17, a więc przy lekko wcześniejszym opuszczeniu warsztatu, można było zawinąć na korty o czasie i jeszcze strzelić piwko przed. Jakoś się złapałyśmy i śledząc wyniki meczu przed Agnieszką czekałyśmy na odpowiedni moment, by przebić się na właściwy Margaret Court, czyli największy kort widowiskowy z tych otwartych, dostępnych na tzw. ground passy. Tego dnia kosztowało nas to jakieś $22, a więc tyle co bilet kinowy. W kolejce do wejścia ustawiłyśmy się w trakcie 4 seta między Johnem Isnerem z USA a Davidem Nalbandianem z Argentyny. Spotkałyśmy znajomych Polaków, którzy stali lekko przed nami, a wkrótce znależli się w środku. Tymczasem panowie skończyli 4 seta i przy stanie 2:2 przeszli do piątego... przed nami było jeszcze długie czekanie!
Ania postanowiła zadzwonić do Taty do Polski i pokazać mu jak pięknie się prezentujemy z flagami wymalowanymi na policzkach, z czapkami z orzełkiem i szalikami z motywami narodowymi. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy Tata Ani powiedział nam, że Radwańska już gra i to na zupełnie innym korcie!!! Oczywiście informacja żadna się nie pojawiła, a organizatorzy z powodu przeciągającego się singla panów przestawili panie na zupełnie mniej atrakcyjny korcik boczny nr 6. Pędem odszukałyśmy tablicę z planem całego AO i właściwy kort i wpadłyśmy jakoś w okolicach trzeciego gema. O dziwo, ludzi było już sporo, w tym przed nami bardzo głośna grupa kibiców z wymalowanymi twarzami i w czapkach szalonego kapelusznika w barwach jak najbardziej narodowych. Panowie zachowywali się bardzo głośno w czasie przerw między gemami, wołając z lekkim akcentem: Agnieszka dawaj! lub Jeszcze jeden! Między sobą tymczasem rozmawiali już po angielsku, wywnioskowałyśmy więc, że są imigracją drugiej generacji, która coś tam jeszcze czasem powie, czy zaśpiewa, ale pogadać już nie pogada...
Radwańska grała z niezbyt wielkim zaangażowaniem, rywalka była znacznie słabsza i specjalnie nie musiała się starać, by wygrac w dwóch setach 6:3, 6:1. Fetowaniu nie było końca, panowie przed nami zaintonowali Sto Lat, więc ochoczo dołączyłyśmy, potem była piosenka: If you Polish and you know it, clap your hands... i jeszcze coś na melodię White Stripes, no jazda bez trzymanki. Potem oczywiście pamiątkowe zdjęcia z Agnieszką i do domu! Tymczasem na Margaret Court wciąż trwał pojedynek między panami, a stan w ostatnim piątym secie wynosił 8:8...
W piątek Aga bezboleśnie przeszła trzecią rundę, a jutro po 12 ma grać z Największym Biustem AO o ćwierćfinał. Jeszcze nie wiem czy się wybiorę, plany nam się dopiero krystalizują, ale być może zobaczycie mnie w przekazie tele. Kibice "Generacja 2" znaleźli się na przykład na zdjęciach w Wyborczej po piątkowym meczu, chyba będą stałym elementem występów Agi w Ozzi Landzie. A teraz kilka fotek moich.
spotkanie polonijne w kolejce do... niewłaściwego kortu
ha, sukces, jesteśmy na meczu Agi!
grupa Generacja 2 przed nami
i niewielka grupka znajomych naprzeciwko
wiwat Generacji 2 na widok ziomala Andrzeja, który się spóźnił
gotowość i skupienie
odbicia
i serwisy
dynamiczne akcje
i szczęście na koniec, trzymamy kciuki za następne mecze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz