Skończyły się nasze wyjazdy i rozjazdy, jesień pożegnała się z nami wyjątkowo ładnym tygodniem, bez deszczu i ponurych chmurek, za to ze słońcem rano i do południa. Od wtorku mamy tu kalendarzową zimę! Jakoś trudno mi w to uwierzyć, bo:
1. ogródki kawiarniane wciąż tętnią życiem, choć dogrzewane gazowymi palnikami.
2. liście powoli opadają z drzew, ale w Fawkner Park zaczęły kwitnąć stokrotki i mniszek lekarski...
3. w czapce mi za gorąco, bez czapki za zimno
4. biegacze w parkach wciąż w krótkich rękawkach
5. sezon przecen się zaczął, ale jeszcze nie w pełni rozwinął, zostałam więc w zeszłym tygodniu dumną posiadaczką torebki Mandarina Duck
6. zaczął się Melbourne International Jazz Festival, oczywiście koncertem jammowym na Fed Square, na świeżym powietrzu i pod chmurką, słońce radośnie ogrzewało nam policzki, a muzyka serca
7. udało mi się zaprowadzić M do mojej ulubionej ławki w Ogrodzie Botanicznym, było przepięknie, a zdjęcie z tego miejsca tu pod spodem - ławki są jak w Wielkiej Brytanii sponsorowane przez prywatnych obywateli i dedykowane ich zmarłym bliskim - ta moja jest poświęcona "Dorothy Sholl, która umiała docenić dobre miejsce do siedzenia"
widok z ławki Dorothy
Jazz Festival, trwa rozgrzewanie publiczności, o tym więcej w kolejnym wpisie
kurka zimowa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz