Kto zna ten lubi, kto nie zna niech żałuje. My z M już w Szkocji polubiliśmy program Grand Designs, z wesołą muzyczką na wstępie, sympatycznym prowadzącym i ciekawymi projektami pokazywanymi w każdym odcinku - od początkowych zamierzeń właścicieli działki / zrujnowanego zamczyska / zbiornika retencyjnego (odpowiednie skreślić), przez projekt często tworzony przy współpracy z architektem, często jedynie niechlujnie nakreślony przez wykonawcę, problemy na budowie w trakcie realizacji, aż po efekt finalny, niejednokrotnie zaskakująco lepszy od pierwotnej wizji. Ucieszyło nas więc, gdy okazało się, że odpowiednik brytyjskiego pomysłu jest realizowany tutaj. Dla mnie oznaczało to dodatkowy powód do dumy, bo jeden z pierwszych australijskich odcinków opisywał projekt, który powstał u mojego pierwszego tutejszego pracodawcy!
Program cieszy się tu ogromną popularnością. Kevin McCloud, brytyjski prowadzący, urósł do rangi wyroczni architektury rezydencjonalnej, wydał 4 książki, prowadzi nie tylko Grand Designs, ale także Grand Designs Abroad i Grand Renovations. Jest celebrytą i ma rzesze fanów na całym świecie. Jego australijski odpowiednik to miejscowy architekt o mniejszej charyzmie, którego widziałam już kilka razy w ramach różnych wykładów i branżowych wydarzeń. Tym razem obaj panowie w towarzystwie kilku innych prowadzących miejscowe programy wnętrzarsko - restauracyjne firmowali wielkie weekendowe szaleństwo pod tytułem Grand Designs Live. Przypominało to nasze targi branżowe z małymi różnicami.
Po pierwsze nie było ludzi z branży, za to cała masa fanów Kevina, stojąca w kilometrowych kolejkach po jego podpis pod jedną z czterech książęk, które popełnił na fali swojej popularności. Tłumy ciągnęły na jego 45 minutowe prelekcje, żeby usłyszeć na żywo to, co już i tak było w telewizji. Muszę przyznać, że po raz pierwszy w historii naszego pobytu tutaj uwierzyliśmy, że w Australii jest duża masa otyłych ludzi! Ich ilość na metr kwadratowy kilkukrotnie przekraczała średnią dla naszego miasta.... Było naprawdę ciasno, do tego stopnia, że między niektórymi stoiskami nie dało się kompletnie przejść.
Stoiska były podzielone tematycznie na 4 grupy: Kuchnie/ Łazienki, Wnętrza, Budownictwo i Ogrody. Wystawiali się wszyscy liczący się tu producenci w miarę nowoczesnych technologii budowlanych i ta część wystawy prezentowała chyba najlepszy poziom. Polski akcent w postaci okien połaciowych Fakro rozradował nasze serca. Wnętrza były raczej kompilacją dobrych nowoczesnych rozwiązań do domu inteligentnego z kiczowatymi produktami, które przyciągały masy - typu lustro w złotej ramie, które de facto kryje w sobie plazmę, fotele z masażem czy stoły bilardowe. W części Kuchennej prezentacja kulinarna przyciągnęła tłumy, liczne rozwiązania kuchenne, odwodnieniowe, zewnętrzne barbie, umywalki i wanny, miszmasz kompletny. Stosunkowo ciekawie było w części ogrodowej, gdzie studenci RMIT wykonali wielkoprzestrzenne instalacje ze sklejki, modelowane komputerowo, z których zwisały bluszcze i inne chęchy.
Udało mi się nie kupić żadnej książki Kevina, pobieżnie przejrzałam ich zawartość i stwierdziłam, że nie jest to tzw masthaf mojej półeczki branżowej, nabyłam za to kilka numerów House, uzbieraliśmy też sporą dawkę różnych katalogów i informatorów z ciekawymi technologiami i rozwiązaniami, kto wie może kiedyś użyjemy ich we własnym Grand Designie? A teraz kilka fotek Kevina i nie tylko:
polski akcent
całkiem udany fragment wystawy - konkursowe aranżacje studentów
kicz kiczów a zainteresowanie ogromne
w miarę ciekawe lampki
australijski prowadzący Grand Design
produkcje z RMIT poprzetykane roślinnością
chcesz być modny w tym roku? zapodaj kolor tangerine tango!
nareszcie Kevin!
i jego szczytne idee - oprócz podstawowych sześciu dodał od siebie trzy na dole - hm, droga do raju na ziemi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz