Dzisiejszy dzień trzeba zaliczyć do udanych, zgodnie zresztą z wielkimi nadziejami, które w nim pokładałam, rozbudzonymi zresztą dobre 3 tygodnie temu podczas pierwszego wykładu zapowiadającego Melbourne Open House. Jest to już międzynarodowe wydarzenie, zainicjowane w Londynie w 1982 roku przez dwójkę architektów, a polegające otworzeniu drzwi ważnych historycznie i estetycznie budynków w mieście dla zwiedzających. Całość organizacji opiera się na wolontariacie, za zwiedzanie nie płaci się nic, natomiast należy szykować się na gigantyczne kolejki przed niektórymi obiektami, zabrać ze sobą przekąski, wodę i aparat oraz spory zapas cierpliwości i otwartości na rozmowę z kolejkowymi towarzyszami niedoli.
Melbourne otworzyło swe podwoje w ten weekend, ale z racji innych obowiązków towarzyskich, mogłam na zwiedzanie poświęcić jedynie niedzielę, i to też nie od rana, a to ze względu na delikatnego kaca, który towarzyszył porankowi, no cóż, tak to jest jak trzeba godnie reprezentować Rzeczopspolitą i wlewać w siebie gorzałkę wzbudzając niemy podziw Ozzich;) W sumie od 11.20 do 15.30 udało mi się zwiedzić 5 budynków z mojej listy najbardziej pożadanych a niestety dwa kolejne być może uda się zobaczyć w roku przyszłym. Otwartych dla zwiedzających było 75 obiektów podzielonych na wiele kategorii, a wszystkie możecie znaleźć tutaj: www.melbourneopenhouse.org
Moich ulubieńców opiszę w kolejnym wpisie, a dziś będzie o wykładach poprzedzających ten weekend. Pierwszy odbył się 5 lipca w Capito Theatre, dosyć obłędnie zaprojektowanej sali z lat 70tych i skupiał się na architekturze mieszkaniowej. Prelegentów było chyba ośmiu, każdy opowiadał o zaprojektowanym przez siebie domu lub mieszkaniówce, a na koniec podawał swojego ulubieńca jeżeli chodzi o architekturę mieszkalną w ogóle. Aż trzy osoby podały ten sam obiekt, w dodatku znajdujący się w Melbourne w naszej dzielnicy, a mianowicie Dom własny Robina Boyda, który jest zarządzany przez Fundację jego imienia i gotowy do zwiedzania po uprzednim zaklepaniu tegoż. Trzeba będzie się tam przelecieć jak tylko zrobi się cieplej. Na razie polecam stronę fundacji: http://www.robinboyd.org.au
Drugi wykład przyciągnął nas do zupełnie innej sali, bo nowoczesnej BMW w zespole Federation Square. Muszę powiedzieć, że sala robi zjawiskowe wrażenie, bo jest cała przeszklona, z niesamowitą konstrukcją fasady, podświetlona rzęsiście i oczywiście odlotowa. W dzień widać w niej panoramę rzeki, w nocy robi się czarno i gwiaździście. Niestety, jeżeli chodzi o ogrzewanie sali, to po dwóch godzinach siedzenia robi się kościelnie, a akustyka nie nadaje się do odbioru słowa wygłaczanego czy czytanego, dużo echa i niepotrzebnych odbić. Prelegentów było znowu prawie kilkunastu, każdy musiał zwięźle opisać co najmniej 1 swój obiekt, a następnie podać budynek ulubiony w Melbourne. Całkiem ciekawe zestawienie, bo była Victoria Thorton z UK, w której głowie narodziła się idea Open House, potem John Wardle z moim ulubionym obiektem edukacyjnym, Roger Nelson opowiadający o przebudowie głównego domu towarowego w mieście, Perry Lethlean o ogromnej realizacji nowego ogrodu botaniecznego w Cranbourne, Rob Backhouse z Hassela o głównej siedzibie banku ANZ, w której pracuje 30.000 ludzi. Codziennie. Ogólnie wykłady były bardzo ciekawe, a wszystko było fajnie i zwięźle prowadzone przez tutejszego prowadzącego Grand Design Australia. Wykład zakończył Andrew Simpson pokazując swój własny Dom nr 7, który początkowo był na mojej liście do zwiedzania, a po wykładzie niestety-stety z niej odpadł...
A teraz kilka fotek i slajdów z wykładu, o samym MOH będzie później.
tuż przed wykładem, zaprzyjaźniłyśmy się z Izą z fotografem, który o dziwo był w Polsce, a tu zrobił nam całą serię fotek ;)
takie tam detale konstrukcyjne
koleżanki z pracy ;)
John Wardle i jego małe adukacyjne archidzieło
nadbudowa Meyera miała być wyrazista z pozycji google maps, no cóż, można i tak zabierać się do projektowania
Meyer, przekrój, to atrium warte jest wizyty, polecam!
dom nr 7, na tych zdjęciach wygląda pociągająco
na kilku innych już sporo mniej, poza tym jakbym z jadalni do salonu musiała za każdym razem wbiegać na piętro i zbiegać z powrotem na parter, to by mnie chyba krew zalała w pierwszym tygodniu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz