niedziela, 10 kwietnia 2011

Melbourne, gumowce

Dziś polowałam z aparatem na oznaki jesieni. Nie jest prosto, bo ta tutejsza w niczym nie przypomina polskiej. No może miejscami. Na przykład wszyscy prychają, kaszlą i siąkają nosami, zupełnie jak u nas. Przychodzą dziwne deszcze spod chmurki. Zrywa się wiatr. Winorośl czerwienieje, tak samo jak klon. Ale trawa wciąż pozostaje obłędnie zielona, ptaki wciąż świrują, jakby były w środku okresu godowego, cykady wieczorem nie pozwalają spać a oposy w parku skaczą między drzewami jak szalone. Ja zaś poluję i odwiedzam moje ulubione drzewo w naszym parku w ramach wygrzebywania się z choróbska.

Mój ulubiony gumowiec, czyli największy w parku eukaliptus, kompletnie gwiżdże sobie na zmieniające się pory roku i po prostu trwa. Pień ma gładki i jasny, o przekroju z grubsza 2m u podstawy, wysoki jest na.... myślę 30m spokojnie. Co tu dużo mówić, król parku, w dodatku z dogodną ławeczką naprzeciwko, także można przysiąść i pogadać, potrafi ukoić wszystkie smuteczki. Kojarzy mi się z baobabami Małego Księcia, których w rzeczywistości nigdy nie miałam okazji zobaczyć. Zastanawiam się też, dlaczego w Polsce nie ma tak ogromnych i starych drzew, czy to z braku szacunku dla przyrody po prostu nie dajemy im wyrosnąć, czy ostry klimat, mrozy i wichury nie dają im tak pięknie się rozwinąć, czy to, że na pniu tego olbrzyma brak napisów "Ewka kocha Jaśka" czy "Legia pany" powinno mnie w ogóle dziwić? U nas najstarsze drzewa są odpowiednio oznakowane, nierzadko ogrodzone, opatrzone informacją, co grozi za ich złe traktowanie. Tu tylko ptaki nie respektują olbrzyma, a może po prostu, tak jak dentyści wyłapują szkodniki próbujące wtargnąć pod jego skórę?

 gumowiec w prawie całej okazałości
 pod płaszczem liści
 pień a raczej jego oświetlona połowa
 prawie jak ludzka skóra

 uczta w zagłębieniu między gałęziami
kuzyn mojego ulubieńca z tej samej rodziny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz