jest bardzo leniwe, tak leniwe że zamiast pisać bloga i robić ciekawe zdjęcia człowiek cywieje i obrasta w tłuszcz... czasem również ma przygody i nieoczekiwane zwroty akcji jak my z M na progu naszego grudniowego urlopu... w wyniku których ląduje w szpitalu na kilka dni lub ma zamiar wylądować za jakiś czas.... a jednak wszystko co złe za nami, a wszystko co dobre, nowe i dodające nadziei na przyszłość przed nami. Na razie brzmi tajemniczo, ale powoli będzie się wyjaśniać w kolejnych postach, a nasze przygody z grudnia też postaram się opisać jak emocje opadną ;)
Tymczasem mała relacja z przymusowego lata w mieście, które stało się naszym udziałem. Upały w tym roku były spore, w sumie przesiedzieliśmy na chacie i w jej okolicach 7 tygodni, ja trochę podróżowałam, zwiedzaliśmy nieznane jeszcze dzielnice, uczestniczyliśmy w drobnych wydarzeniach kulturalnych i towarzyskich, a dni przeciekały nam przez palce... Było sporo czytania, oglądania nowych i starych seriali, snucia planów i wizji. W styczniu otrzymaliśmy PR, czyli prawo stałego pobytu. Umożliwia nam to swobodne zmienianie pracodawcy i miejsca pobytu. No więc być może szykują się zmiany. Ale tymczasem jesteśmy w pięknym Melbourne i w nim jeszcze pozostaniemy czas jakiś.
A teraz zajrzę z Wami do mojej letniej miejskiej kolekcji i zwiedzimy Docklands, nową dzielnicę biurową, która wciąż się buduje i rozbudowuje na miejscu dawnych portów. Byliśmy tam z M w pewne słoneczne sobotnie popołudnie, oprócz nas nie było żywej duszy, także śmiało pobawiliśmy się na najwęższym placu zabaw w mieście i powygłupialiśmy na elementach małej architektury, która to - mała architektura - zaczyna być moją pasją i żywym zainteresowaniem związanym ze sprawami zawodowymi.
Szczerze... choć czytam od niedawna, bo od kilku miesięcy, to zdążyłem się zaniepokoić takim przestojem we wpisach... ale całe szczęście jest nowy wpis czyli "wsio gra" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki dzięki, wracam, to był letni leń, ale wracam z postanowieniami poprawy i zadośćuczynienia ;) pozdrawiam!
Usuń